Sporo, naprawdę sporo czasu minęło odkąd serwis ten zaczął mnie niesamowicie irytować swoją niekonsekwencją w sposobie moderowania i brakiem przestrzegania aktualnego regulaminu. Zawsze polecałam Artelis.pl jako jeden z najlepszych (jak nie najlepszy) serwis dziennikarstwa obywatelskiego, ale nazbierało się tego trochę i w tej chwili nie wiem, czy jest sens tracić na niego czas.
Zacznę od przytoczenia cytatu Magdy Bród, bo wszystko zaczęło się właśnie od wspomnianej przez nią sytuacji opisanej w artykule „Papa artelis.pl?„:
Ostatnio przyczepili się tego, że w treści artykułu znalazł się link, którego nie powinno być, bo jest niezgodny z nowym regulaminem. Paradoks tkwił w tym, że nowy regulamin jeszcze nie został opublikowany, nie było więc okazji, żeby się z nim zapoznać, a ówczesny na wstawienie linka pozwalał.
Dokładnie pamiętam ten moment, kiedy to zaczął się problem z odrzucaniem wpisów. Planowane były zmiany w regulaminie, zakazujące wstawiania linków komercyjnych w treści artykułu, a pozwalające na to wyłącznie w stopce autorskiej. Aktualnie w regulaminie znajduje się taki zapis:
Link komercyjny – hiperłącze kierujące do strony lub podstrony, na której umieszczona jest oferta dowolnego produktu wraz z ceną, cennikiem lub formularzem zakupowym
jednak w momencie odrzucenia mojego artykułu z powodu zamieszczenia w nim linka komercyjnego, zapisu tego nie było jeszcze na stronie. Kiedy napisałam do redakcji serwisu o tym, że mój wpis był zgodny z aktualnym wtedy regulaminem i nie widziałam w nim takiego zakazu, otrzymałam w odpowiedzi informację o tym, że faktycznie to błąd z ich strony, bo nie zdążyli jeszcze zaktualizować regulaminu, ale zaczęli już się do niego stosować, więc muszą konsekwentnie odrzucać wszystkie nowo zgłoszone artykuły z takimi linkami.
Ostatnio po raz kolejny odrzucili mój wpis, ponieważ link do strony głównej został potraktowany jako komercyjny – na podlinkowanej podstronie nie było cen ani formularza zakupu tylko link do formularza założenia darmowego konta, więc zgodnie z regulaminem nie można się było do niego przyczepić. Innym razem w tekście dodałam kilka zdjęć, z czego jedno zawierało znak wodny z informacją o autorce. Efekt – artykuł odrzucony z powodu reklamy. Kolejne sytuacje – jeden moderator zaakceptował wpis, a po jakimś czasie drugi moderator dezaktywował go. Na jednym koncie profil tematyczny został zaakceptowany od razu, na innym w tym samym czasie do akceptacji było wymagane pełne uzupełnienie jego profilu i opublikowanie w jego ramach co najmniej 3 artykułów. I jeszcze z ciekawostek – zignorowali moją prośbę o usunięcie konta i dodanych z niego artykułów.
Takich niekonsekwencji można zebrać więcej i pomijając tu moje żale, najbardziej istotne w tym temacie jest to, że artelis.pl mocno ogranicza autorów chcących promować sklepy internetowe… i nie tylko, bo reklamować nie można żadnych stron, na których są podane jakiekolwiek ceny albo tekst wygląda na ofertę. Wygląda na to, że swojego bloga też nie podlinkuję z treści artykułu, bo mam na nim kilka ofert z cenami i formularzami zamówienia.
Twórcy serwisu wychodzą z założenia, że gdyby pozwalali na tzw. linki komercyjne w treści artykułów to my – pozycjonerzy – publikowalibyśmy byle jakie, bezwartościowe treści z całą masą linków do sklepów, bo przecież wszyscy jesteśmy zwykłymi spamerami:
jeśli zezwolimy na dowolne puszczanie linków reklamowych, to każdy artykuł będzie nimi najeżony jak dobre ciasto rodzynkami i taki artykuł będzie antyreklamą i będzie źle widziany przez Google i my w związku z tym też.
Nie oszukujmy się. Od początku wiadomo było, że Artelis jest w dużej mierze wykorzystywany przez pozycjonerów, na których ponoć im zależy. Ale co to za różnica dla Google, czy linki w artykułach będą prowadziły do sklepów, stron informacyjnych czy zwykłego zaplecza? Przy sklepach przynajmniej jest większe prawdopodobieństwo, że nie linkuje się do jakiejś fikcyjnej zapleczówki tylko do porządnej strony nastawionej na pozyskanie klientów. Poza tym, jeśli komuś zależy wyłącznie na linkach to nie będzie dla niego różnicy, czy wstawi je w treści czy w stopce. Nie będzie się też bawił w dodawanie zdjęć czy filmików. Po co więc utrudniać życie sobie i użytkownikom serwisu (bez którego Artelis nie istniałby – w końcu to my tworzymy im content)?