Tytuł nieco przewrotny, ale to przez to, że nie dla wszystkich ta informacja jest tak oczywista, jak dla mnie 😉 Przeczytałam właśnie komentarze pod wpisem o Pingwinie. Nie ma ich co prawda wiele, ale każdy skupia się na kolorach i na tym, że nawet Grey Hat SEO narusza wytyczne Google. I to nie pierwszy raz, kiedy czytam „oczywistą oczywistość”. Od dłuższego czasu pojawiają się wpisy o tym, że taki czy inny sposób linkowania wiąże się z ryzykiem oberwania od Google, jakby to było jakieś przełomowe odkrycie.
Pozycjonowanie zawsze wiąże się z ryzykiem, bo nie ma pozycjonowania bez linkowania.
Na pozycjonowanie składa się (pisząc najbardziej ogólnie) zarówno optymalizacja strony (treści oraz kodu), jak i działania zewnętrzne polegające na pozyskiwaniu linków. O ile to pierwsze można przeprowadzić trzymając się wytycznych (pomoc Google to naprawdę bogate źródło informacji technicznych na ten temat), o tyle samodzielne działania mające na celu zdobycie linków pozycjonujących naruszają wytyczne. A jeśli je naruszają, to mogą doprowadzić do nałożenia kary ręcznej lub do spadku pozycji w wyniku zmian w algorytmie (potocznie mówi się o filtrze algorytmicznym, jednak przez Guglarzy nie jest to uznawane za żadną karę – pomińmy to jednak, bo to tylko kwestia nazewnictwa).
Pod dyskusję można jedynie poddać temat oceny stopnia ryzyka poszczególnych technik linkowania bądź też użytych do tego narzędzi i to właśnie na ten temat kładę nacisk w artykułach na blogu czy w innych materiałach. Co innego jechać po bandzie automatami, a co innego starać się w jak największym stopniu zachęcać internautów do linkowania do nas, współpracować ze specjalistami od marketingu (to głównie oni są odpowiedzialni za dostarczenie ciekawego contentu i działania promocyjne, które można podrasować pod kątem SEO), ale także samodzielnie prowadzić działania z nadzieją na linki SEO (tak, chodzi dokładnie o te linki, które wpływają na pozycję w Google). Ostatnie z wymienionych działań będą zawsze w pewnym stopniu niezgodne z tym, czego chce Google, bo są pewną formą manipulacji (nie są to działania bezinteresowne, na których Google chciałoby bazować).
I nie chodzi tylko o to, czy link pozyskany w celach SEO ma anchor w postaci słów kluczowych, czy adresu strony. Link naturalny (tj. zdobyty bez naszego udziału ani oczywiście bez udziału osób trzecich, które testują na nas próby depozycjonowania 😉 ) może mieć zarówno anchor w postaci „SEO blog„, jak i „lexy.com.pl/blog/„. Owszem, często to właśnie anchory zdradzają cel linka (w szczególności na forach, kiedy osoba pytająca o dobrą firmę SEO, musi tę frazę podlinkować do strony z ofertą) i ważne jest ich różnicowanie, ale to nie znaczy, że linki w postaci URLa nigdy nie mogą zaszkodzić. Gdyby to było takie proste (a nie jest), to wystarczyłoby zawsze linkować w formie URLi i nikt nie dostawałby filtrów.
Jeśli ktoś zapewnia Was, że pozycjonuje tylko technikami White Hat, to znaczy, że nie oferuje pozycjonowania, a co najwyżej linki sponsorowane 😉 Ewentualnie może zajmować się czystą optymalizacją i doradztwem dla działu marketingowego, który np. przeredaguje niektóre treści pod kątem SEO, ale aby działał w 100% White, nie mógłby nawet zasugerować zamówienia publikacji w serwisach z linkami dofollow. Wręcz przeciwnie – powinien poinformować, że zgodnie z wytycznymi Google, kupując artykuł sponsorowany należy upomnieć się o link nofollow – wszakże taki link będzie linkiem płatnym, więc brak jego oznaczenia przez nofollow to największy grzech seowca 😉
Podsumowując:
- pozycjonowanie to między innymi zdobywanie linków;
- linki zdobywane przez pozycjonera to między innymi te wpływające na pozycję;
- linki zdobyte w celu wpłynięcia na pozycję są linkami łamiącymi wytyczne Google.
Proste? Proste 🙂
Chcesz samodzielnie pozycjonować lub zlecić pozycjonowanie swojej strony? Określ, jak duże ryzyko jesteś w stanie podjąć, ale nigdy nie licz na 100% bezpieczeństwa.