Natknęłam się na wyjątkowo ciekawą rozmowę na temat obaw agencji SEO przed współpracą z osobami bądź firmami świadczącymi usługi korekty tekstu. W artykule tym chciałabym się rozprawić z kilkoma mitami związanymi z tym tematem. Uważam bowiem, że większość tych obiekcji jest nieuzasadniona.
Zawartość artykułu:
- Google nie lubi zbyt dużej poprawności językowej. Czyżby?
- Po pierwsze: E-E-A-T
- Po drugie: Zdaniem Google nie ma nic złego w treściach generowanych przez AI
- Wpływ korekty na optymalizację tekstu pod kątem najważniejszych słów kluczowych
- Kiedy język klienta narzuca użycie niepoprawnego określenia
- Konieczność zachowania najważniejszej frazy w tej samej formie
- Co jeszcze poprawia korektor?
- Najważniejsze zasady SEO copywritingu
- Quiz dla korektora SEO
Google nie lubi zbyt dużej poprawności językowej. Czyżby?
Ostatnimi czasy z kilku stron dotarły do mnie plotki o tym, że dla wyszukiwarki Google podejrzane są teksty, które są zbyt poprawne. Ma to mieć rzekomo związek z tematem, który w ostatnim czasie jest motywem przewodnim w wielu branżach, a mianowicie ze sztuczną inteligencją (AI, z ang. artificial intelligence). Chodzi o to, że teksty generowane przez AI są wyjątkowo poprawne pod względem językowym. Co za tym idzie, Google miałoby próbować wykrywać, czy dany artykuł został napisany przez człowieka, czy przez AI, aby pogorszyć pozycję tego drugiego. Nie zgodzę się z tym z kilku powodów. Zanim wyjaśnię dlaczego, przypomnę podstawowe informacje.
Aby zapoznać się z możliwościami AI, najprościej jest uruchomić przeglądarkę Microsoft Edge, wejść na stronę wyszukiwarki Bing i przełączyć widok na Czat. Możemy poprosić czatbota praktycznie o wszystko, a mówiąc o wpisywanych do niego zapytaniach używa się określenia prompty. W kontekście copywritingu można skorzystać z czata Bing m.in. w celu:
- zapytania o liczbę znaków w cytowanym tekście (prompt: Policz liczbę znaków w poniższym tekście {cytowany tekst});
- poproszenia o streszczenie dłuższego tekstu, przy czym można albo zacytować tekst, albo podać link do niego (prompt: Napisz streszczenie artykułu ze strony www.lexy.com.pl/blog/wiosenne-porzadki-w-indeksie.html Niech składa się z 500 znaków. Tekst zostanie opublikowany na FB, więc zastosuj wypunktowania i emotikony);
- wygenerowania checklisty lub quizu do artykułu (prompt: Przygotuj mi checklistę do artykułu www.lexy.com.pl/blog/wiosenne-porzadki-w-indeksie.html Powinna się składać z 5 najważniejszych punktów. Zastosuj odpowiednie formatowanie tekstu, a do każdego z punktu dopisz po jednym zdaniu rozwinięcia);
- poprawienia błędów w tekście (prompt: Popraw błędy językowe w poniższym tekście {cytowany tekst});
- wymyślenia żartu (prompt: Napisz żart o osobach pracujących w branży SEO) i jego przykładowy żart to: „Co robi SEO-wiec, kiedy nie może zasnąć? Liczy backlinki ;)”
Wiele osób, zwłaszcza w branży SEO, wykorzystuje go również do generowania treści całych e-booków lub artykułów na stronę WWW. Wystarczy wpisać prompt określający tematykę, najważniejsze słowa kluczowe, informacje o odbiorcy tekstu, o liczbie znaków, o ewentualnym formatowaniu czy wypunktowaniach, po czym mamy gotowy tekst. Czat Bing jest na tyle dobry, że podaje źródła tych informacji, więc można łatwo zweryfikować, czy bazował na informacjach z zaufanych przez nas stron i czy przypadkiem nie skopiował żadnych fragmentów. Ja jednak jestem tym typem, który woli wspierać się AI w celu pobudzenia kreatywności, a nie zastąpienia całego procesu pisania. Interesuje mnie przede wszystkim wykorzystanie sztucznej inteligencji w taki sposób, aby karmić ją własnym contentem i tworzyć na jego podstawie streszczenia, checklisty, a nawet posty w social mediach itp.
Przechodząc do meritum, mówi się, że Google stara się wykryć teksty pisane przez automat, aby zepchnąć je w dół wyników wyszukiwania. Przypomina mi to sytuację, w której uczeń dostaje 1 za tzw. niesamodzielną pracę, kiedy wszystkie znaki na niebie wskazują, że rodzic zbyt mocno zaangażował się w pomoc dziecku. Tyle że my nie jesteśmy w szkole, a Google daje nam dwa jasne komunikaty, które zaprzeczają takim obawom.
Po pierwsze: E-E-A-T (z ang. Experience, Expertise, Authoritativeness, Trust)
Podczas ustalania jakości strony docelowej (np. podstrony z tym artykułem) Google bierze pod uwagę takie czynniki E-E-A-T jak:
- wiedza (z ang. experience): czy autor ma życiowe doświadczenie (YMYL, z ang. Your Money or Your Life) w danym temacie (np. bloger podróżniczy, który opisuje swoje przeżycia albo blogerka parentingowa dzieląca się swoim doświadczeniem w macierzyństwie);
- doświadczenie (z ang. expertise): jak duże doświadczenie i umiejętności w danym temacie ma autor tekstu (np. blog prawniczy pisany przez prawnika);
- rzetelność (z ang. authoritativeness): jak dużym autorytetem cieszy się autor lub cała strona, czy można je uznać za rzetelne źródło informacji;
- zaufanie/wiarygodność (z ang. trust): czy treści na danej stronie są wiarygodne i można im zaufać; czy w przypadku sklepu stosują one szyfrowane połączenie, aby zabezpieczyć dane klientów, a opinie nie wyglądają na fałszywe.
Skoro więc Google tak mocno skupia się na zaufaniu i jakości, naturalne jest, że treści bardziej poprawne językowo nie mogą być czynnikiem sprawiającym, że tekst zostanie oceniony jako gorszy, bądź wygenerowany przez AI.
Po drugie: Zdaniem Google nie ma nic złego w treściach generowanych przez AI
Dopóki treści są tworzone z myślą o czytelniku, a nie o podbiciu rankingu w wyszukiwarce, to z perspektywy Google wszystko jest OK. Osobiście średnio podoba mi się takie podejście, ale co innego miałaby komunikować spółka, która sama pracuje nad AI? Oto fragmenty oficjalnych komunikatów ze strony developers.google.com potwierdzających tę tezę:
- W Google od dawna wierzymy w to, że sztuczna inteligencja może pozytywnie wpłynąć na możliwość dostarczania przydatnych informacji.
- Skupiamy się na jakości treści, a nie na sposobie ich tworzenia.
- Osoby, które chcą osiągnąć sukces w wyszukiwarce Google, powinny skupić się na oryginalnych, wysokiej jakości treściach tworzonych z myślą o użytkownikach, które wykazują cechy standardu E-E-A-T – niezależnie od sposobu, w jaki te treści są generowane.
Skoro więc oficjalnie Google nie ma nic przeciwko treściom generowanym przez sztuczną inteligencję, nie powinniśmy się obawiać, że obniży pozycję strony. Zwłaszcza jeśli jedynym nietypowym sygnałem miałaby być zbyt duża poprawność językowa.
Wpływ korekty na optymalizację tekstu pod kątem najważniejszych słów kluczowych
Korekta w wyjątkowych przypadkach może, ale nie musi wpłynąć negatywnie na pozycję strony w wyszukiwarkach. W pierwszej kolejności przyjrzyjmy się sytuacji, w której faktycznie może ona sprawić, że treści będą gorzej zoptymalizowane pod kątem najważniejszych fraz.
Komunikaty na oficjalnych stronach Google zawsze skupiają się wokół tego, aby tworzyć teksty z myślą o wyszukiwarkach, a nie o użytkownikach. Analizując dane o popularnych wyszukiwaniach, dowiadujemy się, jakim słownictwem posługują się nasi klienci. Dzięki temu możemy przeredagować tekst w taki sposób, aby zawierał wyszukiwane przez nich frazy i wyświetlał się na nie na wysokich pozycjach. Mówiąc wprost, dostosowując język na stronie do języka klienta, ułatwiamy znalezienie naszego serwisu w Google.
Kiedy język klienta narzuca użycie niepoprawnego określenia
Za przykład niech nam posłużą frazy związane z wykonywaniem tłumaczeń uwierzytelnionych, czyli wykonanych przez tłumacza przysięgłego. W odniesieniu do tej usługi zazwyczaj używa się 3 określeń.
Skoro wiemy, że klienci najczęściej wyszukują takiej usługi pod frazą tłumaczenia przysięgłe, powinniśmy zawrzeć ją w tytule, nagłówkach, w treści strony i w innych elementach, które mają wpływ na ranking w wyszukiwarkach. Dzięki temu zyskujemy szansę na to, że nasza strona (o ile zajmie pozycje w TOP 10), wyświetli się użytkownikom aż 1900 razy miesięcznie, czyli średnio 63 razy dziennie. Z kolei dla najmniej popularnej frazy tłumaczenia poświadczone będzie to zaledwie 110 razy miesięcznie, czyli 3-4 razy na dobę. Różnica jest znacząca, prawda?
Czego można się spodziewać, zlecając tekst na ten temat do korekty? A no tego, że fraza tłumaczenia przysięgłe zostanie wskazana jako niepoprawna. Nie ma bowiem takiego określenia w języku polskim. Tłumacz przysięgły wykonuje tłumaczenia poświadczone/uwierzytelnione, ale nie przysięgłe. Myślę, że tłumacze są przewrażliwieni na tym punkcie tak samo, jak my, pozycjonerzy, kiedy ktoś mówi o „przeglądarce” Google 😉
I tu pojawia się dylemat: co zrobić, aby tekst był profesjonalny, poprawny językowo i jednocześnie zoptymalizowany pod kątem najpopularniejszego z tych określeń? To akurat dość skrajny przykład, ale korektor powinien być świadomy tego, że może się spotkać z oporem ze strony wydawcy i że konieczne będzie przemycenie tej frazy przynajmniej we fragmencie w stylu: „Wykonujemy tłumaczenia uwierzytelnione (potocznie określane jako tłumaczenia przysięgłe)” i w kilku innych miejscach, do których nie zajrzy ani korektor, ani użytkownik, ale zajrzą tam roboty wyszukiwarek.
Konieczność zachowania najważniejszej frazy w tej samej formie
Ten przykład jest nieco bardziej subtelny. Chodzi o sytuacje, w których ważne jest, aby główna fraza przynajmniej kilka razy powtórzyła się w tekście w formie nieodmienionej i nierozdzielonej innymi wyrazami. Jeśli korektor zasugeruje przeredagowanie niektórych zdań w taki sposób, że w rezultacie najważniejsze słowa zostaną odmienione lub zamienione synonimami, wpłynie to na pogorszenie optymalizacji treści. Nie chodzi oczywiście o to, aby tekst sztucznie nasycać słowami pod SEO, ale w miarę możliwości stosuje się przynajmniej kilka powtórzeń.
Za przykład mogą nam posłużyć poniższe hasła:
- planety Układu Słonecznego – ta fraza jest ok. 9 razy częściej wyszukiwana niż planety w Układzie Słonecznym, więc w tym przypadku kosmetyczna zmiana może mieć spory wpływ na liczbę osób, które w wynikach wyszukiwania znajdą naszą stronę wcześniej, niż strony konkurencyjne;
- tłumacz Google zdjęcie – fraza ta jest wyszukiwana ponad 27 tys. razy miesięcznie, podczas gdy użycie jej w formie Google tłumacz ze zdjęcia zmniejszy szanse na pozyskanie ruchu z wyszukiwarki do nieco ponad 700 wyszukiwań miesięcznie;
- strona bierna angielski – tutaj mamy przykład wyszukiwany ponad 33 tys. razy miesięcznie, podczas gdy hasło strona bierna w angielskim jest wyszukiwana niecałe 400 razy w tym samym czasie.
Podane powyżej przykłady są nieco przekoloryzowane. Google radzi sobie bardzo dobrze z drobnymi odmianami i łączy ze sobą grupy podobnych określeń. Zależało mi jednak na tym, aby pokazać w łatwy sposób korektorom, dlaczego zachowanie niektórych fraz we wpisanej przez nas formie jest tak istotne.
Może się także zdarzyć, że korektor zasugeruje zmiany niezwiązane z niepoprawnym użyciem słów kluczowych, tylko z brakiem spójności np. w sposobie formułowania nagłówków. Jeśli część z nich przyjmuje tryb rozkazujący, lub – mówiąc ładniej – formę tzw. Call to Action (np. Sprawdź statystyki strony w Google Analytics), podczas gdy tylko jeden bądź dwa mają formę bezokolicznika (np. Monitorowanie pozycji w Google), to korektor zaproponuje ujednolicenie ich zapisu. Myślę, że warto, aby agencja SEO przekazała korektorowi informacje o najważniejszych słowach kluczowych, aby wiedział, którą formę zapisu zaproponuje.
Co jeszcze poprawia korektor?
Osoba zawodowo zajmująca się korektą potrafi wyłapać niuanse, których sami nie widzimy, a które mogą poprawić zrozumienie artykułu przez czytelników. Teksty, które przejdą przez ręce takiego specjalisty, naprawdę znacznie lepiej się czyta. Sama czasem używam skrótów myślowych i dopiero po otrzymaniu sugestii zmian okazuje się, że nie wszystko jest tak logiczne, jak mogłoby mi się wydawać.
Niektóre poprawki to drobne, wręcz kosmetyczne zmiany, np. kiedy pogrubiamy wybrany fragment tekstu, w niektórych przypadkach możemy pogrubić także kropkę, a w innych – nie. Kiedy cytujemy, powinniśmy zdecydować się tylko na jeden sposób oznaczenia cytatu: albo kursywa, albo cudzysłów. Nie stosuje się obu tych sposobów jednocześnie. Jeśli cytujemy zdanie, kropkę stawiamy nie przed, ale po zamknięciu cudzysłowu.
Korektor ujednolica nawet stosowane nagłówki tak, aby były zgodne z ich hierarchią. Zasugeruje użycie list numerowanych, jeśli trafi na punkty z ręcznie wstawioną numeracją, które będą rozdzielone HTML-owym enterem w postaci znacznika BR. Zwróci uwagę na ujednolicenie fontów i zachowanie spójności w sposobie podpisywania obrazków. Dla korektora ważna jest informacja o tym, czy redaguje tekst na stronę WWW, treść podcastu czy też wywiad – mając te informacje, będzie wiedział, na jak duże modyfikacje w tekście może sobie pozwolić i kiedy ton wypowiedzi może być luźniejszy, bardziej, a kiedy – bardziej oficjalny.
Korektor ma w oczach radar na wszelkie błędy. Tak, jak my, pozycjonerzy, kiedy na dowolnej stronie wciśniemy Ctrl + U i zerkniemy na to, co kryje się w jej kodzie.
Najważniejsze zasady SEO copywritingu
Aby jeszcze bardziej rozjaśnić korektorom temat współpracy z agencją SEO, poniżej zamieściłam fragment e-kursu „Podstawy SEO dla twórców treści„. Dotyczy on najważniejszych zasad pisania treści pod kątem SEO, czyli z uwzględnieniem najważniejszych słów kluczowych w miejscach istotnych dla Google i innych wyszukiwarek.
Poniższe zasady traktuj z pewnym dystansem. Sztywne trzymanie się ich może sprawić, że tekst będzie sztucznie nasycony słowami kluczowymi:
- hasła najpopularniejsze i te z dużą konkurencją powtarzaj więcej razy niż te niszowe;
- używaj synonimów i wyrażeń bliskoznacznych;
- odmieniaj wyrazy w sposób zgodny z zasadami języka polskiego;
- frazy nieodmienione (czyli w mianowniku) staraj się umieszczać przede wszystkim w nagłówkach.
Z punktu widzenia SEO ważne jest umieszczenie najważniejszych słów kluczowych w następujących miejscach:
- Tytuł artykułu – to jeden z ważniejszych czynników rankingowych. Dobierając tytułu artykułu, należy wziąć pod uwagę, czy zawarte w nim słowa kluczowe są popularne w Google. Przyjęło się, że długość tytułu powinna zamknąć się w 65 znakach ze spacjami, a najważniejsze słowa kluczowe powinny znaleźć się na jego początku. Google co prawda bierze pod uwagę także słowa wykraczające poza ten limit, jednak ładniej wygląda dany wynik, gdy w wyszukiwarce mieści się cały tytuł. Jeśli tytuł będzie za długi, wyszukiwarka zastąpi jego końcówkę wielokropkiem.
- Opis skrócony – chodzi o dodatkowy opis artykułu. Treść tego opisu powinna być w pełni unikalna, czyli nie stanowić fragmentu artykułu (np. kilku pierwszych zdań). W skróconym opisie należy zawrzeć najważniejsze informacje i sformułować go w taki sposób, aby zachęcić czytelników do przeczytania całości. Tak przygotowany opis będzie stanowił tzw. zajawkę artykułu, którą opiszę nieco dalej.
- Treść na stronie – powinna być stosunkowo obszerna, choć trudno odgórnie określić objętość tekstu. Wszystko zależy od tematu artykułu i tego, jak bardzo wyczerpująco chcesz go opisać. Jeśli jednak orientacyjnego przedziału, aby mieć ustalony jasno sprecyzowany cel, niech to będzie minimum 3500 znaków ze spacjami. Staraj się zadbać o w miarę równomierny rozkład słów kluczowych w całym tekście. Umieść je we wstępie, w środku, a także w podsumowaniu artykułu oraz w wyróżnionych fragmentach. Stosuj słowa kluczowe w formie odmienionej, nieodmienionej, używaj także synonimów i określeń bliskoznacznych. Tekst ma się przede wszystkim dobrze czytać, bez wrażenia, że został napisany tylko na potrzeby SEO.
- Nagłówki – w przeciwieństwie do treści artykułu, w której umieszczenie najważniejszych słów kluczowych bez odmiany bywa trudne, konstrukcja nagłówków daje nam taką możliwość. Postaraj się skorzystać z tej możliwości. Pamiętaj, że masz do dyspozycji kilka stopni nagłówków, tj. od 1 do 6.
- Podpisy pod zdjęciami, tabelami, wykresami i innymi materiałami – to kolejne miejsce, w którym ważne jest użycie podpisów w formie opisowej – nie tylko ze względu na czytelników, ale także z uwagi na potrzeby wyszukiwarki.
- Teksty zakotwiczenia linków – to, potocznie mówiąc, anchory (z ang. anchor text), a mówiąc wprost – podlinkowane fragmenty tekstu. Niezależnie od tego, czy zamieszczasz link innego artykułu na własnym blogu, czy odsyłasz do zewnętrznego serwisu, warto stosować opisowe anchory (zamiast używania takich wyrażeń, jak w tym artykule lub kliknij tutaj). To szczególnie istotne w przypadku, gdy link prowadzi do Twojej strony, bo jest to niezwykle silny czynnik rankingowy.
Mam nadzieję, że udało mi się wyjaśnić, na co zwrócić uwagę podczas współpracy korektora z pozycjonerem. Ze swojej strony gorąco polecam współpracę z osobami, które zasady języka polskiego mają w małym palcu. Sama korzystam z ich usług przede wszystkim podczas prac nad e-bookami i kursami. Powoli zaczynam też zlecać korektę wpisów na blogach, które mam zamiar przygotować w formie audio – jak już mam coś uwiecznić w formie audio, wolę zadbać o każdy detal 😉 W pierwszej kolejności warto skorzystać przynajmniej z narzędzia LanguageTool, który – w przeciwieństwie do Worda – rozumie kontekst całkiem nieźle i wyjaśnia, jakiego rodzaju poprawki trzeba wprowadzić do tekstu. LT wie nawet, że tłumacz przysięgły wykonuje tłumaczenia uwierzytelnione 😉
Quiz dla korektora SEO
A teraz… wyjmujemy karteczki 😉
Odpowiedz na poniższe pytania, aby sprawdzić, czy zasady opisane w tym artykule są dla Ciebie jasne i zrozumiałe. Pod pytaniami znajdziesz odpowiedzi napisane do góry nogami 😉
- Co cechuje treści wygenerowane przez AI?
a) Duża liczba błędów merytorycznych, przez które spada zaufanie Google do strony.
b) Wysoki współczynnik poprawności językowej.
b) Duże nasycenie treści słowami kluczowymi. - Czy tworzenie treści na strony WWW z wykorzystaniem sztucznej inteligencji narusza wytyczne wyszukiwarki Google?
a) Tak.
b) Nie.
c) To zależy. - Czym jest promptowanie?
a) Wykorzystywanie języka programowania do rozmowy z chatbotem.
b) Wpisywanie do chatbota poleceń/zapytań podobnych do tych w zwykłej rozmowie.
c) To zastosowanie najważniejszych słów kluczowych w tekście na stronie internetowej. - Jakie są trzy główne obszary, w których korektor może poprawić tekst pod kątem SEO?
a) Słowa kluczowe i opisy w sekcji META oraz nagłówki.
b) Linki, obrazy i treść.
c) Styl, użyte słownictwo i hierarchia nagłówków. - Jakie są główne korzyści płynące ze współpracy na linii korektor – agencja SEO?
a) Lepsza jakość treści i reputacja wydawcy strony.
b) Większa ilość treści, większy zasięg w mediach społecznościowych i większa lojalność klientów.
c) Niższe ryzyko kar Google. - Co agencja SEO powinna przekazać korektorowi?
a) Jasne i konkretne briefy, zwłaszcza na temat fraz istotnych z punktu widzenia SEO.
b) Informacje o przeznaczeniu tekstu.
c) Obie odpowiedzi są poprawne. - Co nie należy do standardowych zadań korektora, ale będzie dodatkowym atutem przy współpracy z agencją SEO?
a) Poprawianie błędów ortograficznych i interpunkcyjnych.
b) Dbanie o spójność i jakość treści, które mają wpływ na pozycjonowanie strony.
c) Znajomość podstaw SEO i umiejętność dostosowania tekstu do wytycznych agencji.
Prawidłowe odpowiedzi: 1 b); 2 c); 3 b); 4 c); 5 a); 6 c); 7 c).
PS Czyżby miał się nam utworzyć niszowy zawód korektora SEO? :>